Jak wybrać dobrego terapeutę.
Refleksje o naturze człowieka, psychoterapii, miłości i życiu.
D: Basiu, Kim jest terapeuta dla klienta?
B: (śmiech), No wiesz, o to trzeba by zapytać samego klienta.
D: Z moich obserwacji wynika, że klienci często, jak sama zresztą mówisz, „sadzają psychoterapeutę na tronie” (śmiech), uważają go za kogoś, kto wie lepiej, kto zapewni im szczęście, wiesz, kogoś „ponad”. Do tego wątku jeszcze wrócimy, ale teraz mnie interesuje, jak Ty sama postrzegasz swoją rolę w relacji z klientem?
B: Rolą terapeuty jest poszerzanie świadomości. Żeby Ci ją przybliżyć, posłużę się analogią do świata sportu. Każdy zawodnik, który przygotowuje się do wzięcia udziału w olimpiadzie ma swojego trenera. Jasne, mógłby trenować sam, ale wtedy jego szanse na osiągnięcie upragnionego zwycięstwa znacznie maleją. Dlaczego? Dlatego, że trener, patrząc z boku, pokazuje
i mówi zawodnikowi, co robi prawidłowo albo co robi nie tak, wskazuje też sposób, w jaki zawodnik ma skorygować swoje błędy. Terapeuta jest właśnie takim trenerem, który przytrzymuje uwagę klienta na ważnych aspektach jego życia, między innymi dlatego, że klient ma naturalną tendencję do unikania kontaktu ze sobą.
D: Unikania kontaktu ze sobą?
B: Tak, mamy mnóstwo mechanizmów unikania, wiesz, od rozpraszania uwagi, po zaprzątanie, zapominanie, wyparcie i tak dalej. To są mechanizmy obronne. I czasami, jak ktoś ma dużą tendencję do uciekania od siebie i terapeuta przytrzyma jego uwagę, to klient dostrzega w świadomości jakiś stan, który w nim jest; z którego wcześniej nie zdawał sobie nawet sprawy. Świadomość z kolei pozwala na uwolnienie się od neurotycznego powtarzania własnego skryptu, utrwalania wciąż tego samego schematu, sposobu życia, sposobu relacji, czy podejścia do wielu spraw.
D: Na przykład odkładania wielu rzeczy na później…
B: dokładnie, to może być odwlekanie różnych spraw. Powielanie szkodliwych schematów dotyczy wielu sfer życia, niekoniecznie samych relacji, które człowiek buduje z innymi, ale także stosunku do pracy, świata, do swojego własnego życia czy decyzji, które podejmujemy. Celem terapii jest, po pierwsze, przytrzymywanie uwagi, czyli uświadamianie klientowi, co się z nim dzieje w danym momencie, a po drugie uświadamianie, że pewne rzeczy, podejście do świata na przykład, przejmujemy od innych ludzi. Jest tak, że wiele przekonań, które uważamy za nasze, nabyliśmy jedynie w przekazach, i jak sobie to uświadamiamy, to dopiero wtedy mamy szansę na odkrycie osobistego stosunku do świata i życia. I co ciekawe, ten osobisty stosunek do świata może być zupełnie inny niż ten, który przekazali nam rodzice. Można powiedzieć, że gros frustracji polega na tym, że mamy bardzo słaby kontakt z sobą. Nasze emocje są poblokowane emocje, zamrożone i zatrzymywane w ciele. Nawet nie mamy świadomości, co się w nas samych dzieje.
D: To trochę smutne…
B: Gros ludzi nie wie, co czuje, nie zna swoich potrzeb, ba, są osoby które nie odczuwają nawet potrzeb fizjologicznych. Najlepszym przykładem jest anoreksja, gdzie nie czujesz głodu. I tutaj wkracza terapeuta, którego rolą jest poszerzanie świadomości, uświadamianie klientowi, co on takiego robi albo czego nie robi, że jest nieszczęśliwy albo sfrustrowany w swoim życiu.
Natomiast… mam takie wrażenie, że wielu klientów obdarza terapeutę specjalną mocą lub kojarzy terapię z leczeniem. Ten stosunek do terapeuty przejawia się szczególnie u klientów, którzy są na początku swojej drogi terapeutycznej. Często trafiają oni na terapię z typowo medycznym podejściem, typu: ja tu przyjdę, coś mi dadzą, ja to łyknę i świat stanie się piękny, powiedzą mi jak mam żyć i będzie ok. I tu się zaczynają schody, dlatego, że nie ma wzorca życia. Terapeuta nie może powiedzie komuś, jak ma żyć. Bo to, co się sprawdza w moim życiu, to co się, można powiedzieć, sprawdza w moich obronach i niekoniecznie sprawdzi się w życiu innego człowieka.
Podam Ci taki przykład. Powiedzmy, że spotyka się dwóch przyjaciół. Jeden z nich jest osobą otwartą, przedsiębiorczą i prowadzi własną firmę. Drugi jest nieśmiały i cechuje go większy poziom lęku. Bardzo możliwa jest sytuacja, w której ten pierwszy zacznie w dobrej wierze radzić swojemu przyjacielowi, aby ten założył własną firmę, bo to według niego daje wolność i jest najlepszym sposobem na życie. Zgadza się, najlepszym, ale tylko dla tego jednego z nich. Dlaczego? Istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że przy takiej nieśmiałości i konstrukcji psychicznej, prowadzenie firmy byłoby dla tego drugiego mężczyzny bardzo wyczerpujące i stresujące. Dlatego nie ma czegoś takiego, jak dobry wzorzec życia. Możemy tylko mówić o bardziej dojrzałych mechanizmach obronnych albo mniej dojrzałych. Nie ma złotego algorytmu na życie.
D: Jaka jest zatem relacja klienta i psychoterapeuty? Czy jest to relacja partnerska, czy też jest to relacja typu: przewodnik – uczeń?
B: Skośna relacja nazywa się w terapii przeniesieniem. Szczególnie na początku klient z zasady zakłada, że terapeuta „wie lepiej” i stawia się w pewnej pozycji dziecka, które przychodzi do rodzica. Na mechanizmie przeniesienia pracuje głównie psychoanaliza. W sesjach psychoanalitycznych, aby wytworzyło się bardzo silne przeniesienie, klient spotyka się z psychoterapeutą trzy razy w tygodniu, właśnie po to, by mógł projektować na niego różne swoje nastawienia i wyobrażenia, które miał do rodzica. Następnie jego zachowania są poddawane interpretacji. Niezależnie od rodzaju terapii, to, co się dzieje w gabinecie, sam stosunek do terapeuty, stanowi swoisty mikrokosmos: klient w taki sam sposób buduje relacje w życiu z ludźmi, jak i z terapeutą. Aby terapia miała sens, terapeuta musi wiedzieć, co się dzieje z klientem i powinien on być choć ciut lepszym obiektem niż rodzice. Dzięki temu nie traumatyzuje klienta. Całe te diagnozy, które są w psychoterapii, mają, tak naprawdę, służyć terapeucie, a nie osobie, która uczestniczy w sesji. Dzięki nim terapeuta, rozpoznając obrony klienta, wie, co ma zrobić, a czego nie powinien robić, żeby nie wzmacniać traumy albo, żeby nie powielać ponownie dramatu tej osoby. Na przykład, klient ma duże tendencje wrogie i spodziewa się odrzucenia. Doświadczony terapeuta wie, że ta osoba będzie prowokowała to odrzucenie, także w terapii, żeby potwierdzić swoje przekonanie, że i tak i tak ją świat odrzuci.. Mając to na uwadze terapeuta absolutnie nie może dać odczuć klientowi, że jest niechciany. Jedyne, co może zrobić, to tylko pokazać mu, co robi. Jeśli osoba, z którą pracuję dewaluuje mnie albo w jakiś sposób jest agresywna wobec mnie, to mogę tylko interpretować jej zachowanie, mówić do niej: rozumiem, ze jesteś zły/złą, ale teraz sam/sama prowokujesz, żebym Cię odrzuciła, czy to jest dla ciebie znajome? I to jest jedna z ról terapeuty, na którego klient projektuje różne emocje. Bardzo często jest też tak, że klienci idealizują terapeutę i myślę, że trzeba mieć ogromny dystans do siebie, żeby nie ulec tej idealizacji, nie uwierzyć w nią. Jakbym wierzyła w to, co mówią do mnie osoby w terapii, jak sobie mnie wyobrażają, jak mnie odbierają albo co sobie myślą na mój temat, to albo byłabym w euforii, pogrążona w jakiejś manii wielkościowej, albo bym, wręcz przeciwnie, czuła się przygnębiona z powodu ich opinii. W terapii, im mniej klient wie o terapeucie, tym więcej ma różnych wyobrażeń na jego temat. I czasami naprawdę są to komiczne sytuacje…
D: Jakie na przykład?
B: Ktoś może się bać, że będę, hmm, no nie wiem, będę pisać powieści na jego temat . Żeby tak było, to musiałabym strasznie dużo myśleć o tej osobie, prawda…? Można powiedzieć, że w tym lęku pacjenta może się kryć skryte pragnienie, żeby był on tak ważny dla mnie, że aż będę pisać powieści na jego temat. Wiesz, takich pragnień, jest naprawdę sporo, ponieważ w sytuacji, w której zbliżamy się do relacji z drugą osobą, gdy tworzy się bliskość, pewna prawdziwość czy intymność, gdzie mogę być sobą, również uruchamiają się różne dziecięce lęki i pragnienia, a im bardziej ktoś miał straumatyzowaną relację, tym silniej będzie się to pojawiało w relacji z drugą osobą. Czasami pierwszą autentyczną relację na jaką decyduje się klient, jest relacją z terapeutą. Różnica polega tylko na tym, że ta relacja nie zostaje powtórnie straumatyzowana i nadużyta. I właśnie takie doświadczenie ma siłę uzdrawiającą. Wtedy w kliencie pojawia się nowe doświadczenie pozytywnego spotkania z kimś, kto go nie upokorzył, nie oszukał, nie nadużył, nie wykorzystał, nie odrzucił i nie potępił. Wtedy powstaje uzdrawiające przekonanie, że może w życiu jest więcej takich ludzi, którym mogę również zaufać. Poza tym, gdy doświadczamy prawdziwej i autentycznej więzi, to zaczynamy do niej tęsknić i jej poszukiwać. Coś takiego jest w autentyczności, że już pewne rzeczy przestają nam pasować. Udawanie już nie ma takiej wartości. Często po terapii podświadomie zaczynamy szukać w życiu ludzi, którzy są bardziej zdolni do autentycznego bycia. W efekcie zmienia się też nasze otoczenie, bo z innymi ludźmi zaczynamy się przyjaźnić i do innych ludzi zaczynamy się też zbliżać.
D: Ale to się dzieje samoczynnie? Czy rozwój świadomości, wynikający z pracy z psychoterapeutą sprawia, że podświadomie „przyciągamy” osoby, z którymi możemy nawiązać głębszą relację, że zmieniamy środowisko?
B: Przyciągnie odbywa się w cudzysłowie, ale fakt jest taki, że to ty zaczynasz zwracać uwagę na inne osoby. Szukasz kontaktu z osobą, która jest życzliwa. Poznajesz jej nastawienie bardzo szybko, po napięciu twarzy, po mimice. Ponad 90 procent informacji to informacje niewerbalne. Słowo stanowi tylko 7 procent w przekazie międzyludzkim, więc większość informacji czytamy podprogowo. W ciągu 20 sekund, pojawia nam się już konkretny stosunek do osoby: pozytywny albo negatywny. A zatem nastawienie do drugiego człowieka pojawia się bardzo szybko. Po terapii i po tym jak zaczynamy doświadczać innego rodzaju relacji, podprogowo reagujemy także na inne osoby bardziej życzliwie. Otwieramy się na innych ludzi i to niejednokrotnie dzieje się spontanicznie. Spotykamy na przykład osobę, której wcześniej nie znaliśmy i powstaje nagle jakiś rodzaj zaufania, które otwiera i sprawia, że opowiadamy sobie, o ważnych zdarzeniach z naszego życia, o trudnych momentach – bez lęku. W psychologii jest takie zjawisko, które nazywa się samopotwierdzające się proroctwo. Polega ono a tym, że jeśli w coś bardzo wierzymy, to będziemy dążyć do potwierdzenia tego przekonania. Więc tak sobie nieświadomie zorganizujemy życie, żeby nasze przekonanie się potwierdzało. Jeśli zatem zaczynam wierzyć, że są relacje, gdzie można zaufać, że są ludzie, którzy mnie nie wykorzystają, nie nadużyją, to również, podświadomie zaczynam otwierać się na takich ludzi. Szybciej też stawiam granice tam, gdzie są nawet subtelne nadużycia. Zaczynam reagować na to, a nie zaprzeczać, że nic się nie wydarzyło. Potrafię zweryfikować, komu mogę zaufać, a komu nie mogę, do kogo mogę się zbliżyć i bardziej odsłonić, a gdzie są relacje oparte na znajomości opierającej się jedynie na wypiciu kawy raz na pół roku. Jest to umiejętność bycia elastycznym. W większości jesteśmy zbyt nieufni i zamknięci albo zbyt otwarci. A chodzi o to, by odróżniać, gdzie możemy zaufać, a gdzie powinniśmy stawiać granice, nie otwierać się, zachować swoją intymność i swoją wrażliwość tylko dla siebie.
D: Jak wybrać dobrego terapeutę? Czym się kierować w trakcie poszukiwań. Czy są jakieś znaki ostrzegawcze, na które powinniśmy zwrócić uwagę?
B: Ważne są merytoryczne kwestie: czy specjalista do którego przychodzimy, przeszedł szkolenia terapeutyczne i superwizje. Również ważne jest też to, jak się czujemy w kontakcie z psychoterapeutą. Czasami tak jest, że klient i terapeuta osobowościami zbyt różnią się od siebie. Dla kogoś terapeuta jest za bardzo wycofany albo zbyt aktywny, co powoduje opór i nie pojawia się już to, co nazywa się przymierzem terapeutycznym. Nie ma współpracy. Ważne jest to, by klient wybrał terapeutę, z którym rzeczywiście czuje, że może pracować, może mu w jakiś sposób zaufać, ale nie dlatego, że ktoś mu go polecił albo ktoś się ogłaszał w internecie Badania pokazują, że nie samo podejście jest czynnikiem znaczącym w terapii, ani fakt w jakim nurcie dana osoba pracuje, ale właśnie osobowość terapeuty. Przymierze terapeutyczne oznacza wzajemne porozumienie, które rodzi się między terapeuta a klientem, w który klient czuje się w pełni zrozumiany. To porozumienie jest głównym czynnikiem leczącym. Poza tym zmiana w nas niekoniecznie musi się odbywać w wyniku psychoterapii. Czasami następuje w momencie poznania nowej osoby, która staje się dla nas ważna wnosząc nowy sposób relacji w nasze życie. Możemy więc zmienić się również przez miłość, jeśli zakochamy w kimś, kto jest lepszym obiektem niż rodzice i nie powielamy w relacji z tą osobą swojej traumy i dziecięcego dramatu. Tak więc możemy się zmienić nie tylko przez terapię, czy też miłość, ale również przez doświadczenie graniczne, losowe, trudne, które zwykle przeformułowują życie zmieniając system wartości.
Nie twierdzę, że psychoterapia jest panaceum, jedynym sposobem na zmianę, nie… po prostu bywa, że czasami jest łatwiej zobaczyć swoje mechanizmy postępowania, gdy terapeuta pokazuje Ci, co takiego robisz, co niekoniecznie jest dla Ciebie dobre. Przepraszam (śmiech), ale czekanie na wybawcę może być czasami długie i mówienie, jak się zakocham, to się zmienię jest często stratą życia. Jeśli cierpię, to mogę poszukać czegoś innego dla siebie, spróbować żyć inaczej, już teraz.