Teatr jednego aktora

Opublikował(a)
w Rozmowa

O epidemii narcyzmu, fałszywym ja i idolach,
z psychoterapeutką Barbarą Biernacką rozmawia Agnieszka Wolny-Hamkało.

Agnieszka Wolny-Hamkało: Narcyzm potocznie kojarzy się z samouwielbieniem i egocentryzmem. Jaka jest kliniczna definicja tego zaburzenia?

Barbara Biernacka: To zaburzenie polega na fałszywym self, czyli fałszywym obrazie siebie, które dziecko nabywa w rodzinie. Małe dziecko nie ma poczucia tożsamości, nie ma obrazu siebie. Ono buduje ten obraz w oparciu o otoczenie i przekaz, jaki mu dają rodzice. Zwykle narcyzm tworzy się, kiedy rodzice mają wyższe oczekiwania wobec dziecka, chcą, żeby było wyjątkowe, wspaniałe, cudowne. W pewnym momencie dziecko zaczyna tworzyć taki obraz siebie. Niezależnie od swojego rzeczywistego potencjału. Przestaje być naturalne, spontaniczne, wesołe. Na przykład rodzic uważa, że dziecko powinno zostać wielkim pianistą. Zaczynają się starania, niezależnie od talentu. Ćwiczenie maluszka. To jest oczywiście przerysowane, ale w pewnym momencie dziecko zaczyna wierzyć, że jest takie właśnie, jakim chcą go widzieć rodzice. Oczywiście każdy rodzic uważa, że jego dziecko jest wyjątkowe i w pewnym sensie tak jest: bo to dziecko jest jego, ma swój koloryt, ma swój temperament. Kiedy narcyzm rozwija się w kierunku zaburzenia osobowości, to iluzoryczny obraz nas samych coraz bardziej nie przystaje do tego, co w rzeczywistości sobą reprezentujemy. I im bardziej Ja idealane od Ja realnego jest rozszczepione – tym bardziej osobowość jest zaburzona narcystycznie.

Polacy po transformacji byli wpatrzeni w mityczny Zachód, w Amerykę. W tych pewnych siebie, sytych, „successful” Amerykanów. Wydawało się, że warunkiem szczęścia naszych dzieci jest ich wspieranie, chwalenie, pilnowanie, żeby czuli się wyjątkowi. Jak mali Amerykanie. W ten sposób wychowaliśmy pokolenie narcyzów?

Oczywiście, że nasza kultura sprzyja narcystycznej osobowości. Myślę, że w tej chwili żyjemy w czasach narcystycznych, bo czasy narcystyczne to są takie, gdzie każdy czuje się wyjątkowy i każdy musi być jakiś. A wyjątkowość i indywidualizm jest promowany. Teraz większym wyzwaniem jest być zwyczajnym, zwykłym człowiekiem, dać sobie zgodę, zaakceptować swoją zwyczajność – niż zrezygnować z poczucia wyjątkowości. Dodatkowo autokreacji sprzyja również internet ,więc każdy może zostać nagle gwiazdą.

Jakie są społeczne konsekwencje promowania narcyzmu? Możliwe jest społeczeństwo zbudowane z samych narcyzów?

Jest możliwa kultura, która wzmacnia narcyzm. I nasza kultura go wzmacnia. Bo wzmacnia pewien rodzaj iluzji. Żyjemy w kulturze zachodniej, która pozostaje pod silnym wpływem indoktrynacji amerykańskiej. Wytworem tej kultury jest osobnik silny, mocny, młody, zdrowy, atrakcyjny. W zunifikowanym amerykańskim miasteczku marzeń nie ma miejsca na cmentarz. Bo to się źle kojarzy. To paranoja, zaprzeczenie rzeczywistości, która jest „nieelegancka”, w której pojawia się cierpienie. Mamy być sterylni, śliczni.

I to jest narcystyczne?

I to jest narcystyczne, bo to jest fałszywy self, fałszywy obraz siebie. Skala anoreksji i innych zaburzeń żywienia w dzisiejszym świecie jest ogromna. I wynika z tego, że my cały czas dążymy do jakiegoś ideału. A to właśnie narcyz ma nieadekwatny obraz siebie, wyidealizowany. I albo się czuje beznadziejny, bo nie może do tego obrazu dorosnąć, albo wymaga specjalnego traktowania od otoczenia za swoją „wyjątkowość”. A gdy go nie dostaje, pogardliwie i roszczeniowo traktuje otoczenie, bo sądzi, że z nim jest wszystko w porządku i to otoczenie należy winić.

Jak rozpoznać narcyza?

Każdy z nas w jakimś stopniu jest narcyzem. Współczesny świat lansuje pewność siebie, poczucie własnej wartości i tak dalej. I to jest zdrowe. Natomiast przy zaburzeniu osobowości osoba narcystyczna zaczyna nas traktować w sposób protekcjonalny lub arogancko, bo czuje się lepsza. W przekazie narcystycznym jest coś takiego, że taka osoba – ponieważ jest przekonana o swojej wyjątkowości (możemy sobie wyobrazić jakąś gwiazdę szołbiznesu) oczekuje od otoczenia specjalnego traktowania. Ale to nie jest pobożne życzenia, to jest żądanie: to jest oczywiste, że ta osoba ma być zaopiekowana, obsłużona. Daje taki przekaz otoczeniu: bądź zaszczycona, że możesz coś dla mnie zrobić. Ciesz się, że w ogóle dopuszczam cię do swojej osoby. To jest twój przywilej, że ciebie wybrałem, że możesz spełniać moje zachcianki. Narcyz ma bardzo silną potrzebę idealizacji świata. Na początku zachwyca się kimś, a potem się bardzo szybko rozczarowuje i dewaluuje. To jest też postawa egocentryczna: używam innych, inni są dla mnie ważni, dopóki mam od nich jakieś wymierne korzyści, czyli na przykład – mam znajomości, znam sławnych ludzi, ale przyjaźnię się z nimi tylko po to, żeby się tym pochwalić.

Narcyz instrumentalnie traktuje ludzi.

Tak.

Można z narcyzem zbudować dobry związek?

Co to znaczy „dobry”? (śmiech).

Narcyz potrafi kochać?

Nie, narcyz jest pozbawiony empatii. Narcyz z mitologii greckiej zakochał się w swoim odbiciu. Był tak zafascynowany swoim obrazem, że w zasadzie nie był zdolny kochać nikogo oprócz siebie. W narcystycznym zaburzeniu osobowości, osoba nie jest zdolna do stawiania się w czyjejś pozycji, w czyjejś sytuacji. Bo empatia polega na tym, że ja jestem w stanie zrozumieć, co ty czujesz. Jeśli jestem w stanie zrozumieć, co ty czujesz – nie będę cię traktować instrumentalnie. Nie rób nikomu, co tobie nie miłe. Więc jeśli ja rozumiem twoje uczucie, rozumiem, że cię ranię w tym momencie – raczej będę takich sytuacji unikać i jeśli cię zranię to nie intencjonalnie, tylko niechcąco. Narcyz jest pogardliwy, czasami arogancki, chamski, brutalny. Bez wyrzutów sumienia.

Ludzie, którzy mają w rodzinie narcyza powinni być wobec niego krytyczni, wzbudzać w nim poczucie winy?

Osoba z narcystycznym zaburzeniem osobowości jest bardzo drażliwa na swoim punkcie i absolutnie nie znosi krytyki. A jeśli już ktoś zaczyna krytykować – on zrobi wszystko, żeby tę drugą stronę odsunąć i zdewaluować. Więc nie daj boże jak się narazisz szefowi narcystycznemu. Dzieci narcystycznych rodziców nie mają szans. Nie mogą rodziców skrytykować, skonfrontować ich z własnym narcyzmem. Bo rodzice są im potrzebni do życia. Najczęściej narcyz wybiera takie osoby, które będą potwierdzały jego niezwykłość. Które będą wdzięczne, że narcyz dopuścił ich do siebie.

Rozumiem, że narcyz źle znosi krytykę, ale dlaczego źle znosi pochwały?

Bo w głębi ducha on czuje, że to nie jest prawdziwe. Bo pod całym tym poczuciem wielkościowym narcyza tej wspaniałości, tam jest w środku bardzo niska samoocena. Bo to dziecko, które dostało miłość za to, że wykazało się jakimiś umiejętnościami – za to było nagradzanie, mogło być kochane tylko wtedy, kiedy było wyjątkowe. Zamiast dostać miłość bezwarunkową, taką wiesz, zwyczajność, nawet, kiedy jest marudne, nawet kiedy się złości. Pochwała jest pusta. I pochwała nie wypełni pustki, jaką narcyz ma w środku. Dopóki taka osoba może sobie kompensować tę pustkę poprzez pieniądze, otoczenie, gadżety – dopóki ma dostęp do jakichś gratyfikacji społecznych, czuje się wyjątkowa –to spoko. Gorzej, jak zaczyna czuć się słaba. I wtedy się okazuje, że tam w środku jest rozpacz, tam w środku jest ból, jest depresja, pustka egzystencjalna, nuda.

Badania pokazują, że nuda to też coraz powszechniejsze zjawisko. Podobno całkiem groźne.

Tak, bo my wchodzimy w realizację potrzeb narcystycznych, a nie w kontakt ze światem . Lansowany przez kulturę obraz współczesnego człowieka jest poprawiony w mass mediach przez fotoszopy i całą resztę. Internet pomaga nam stworzyć rzeczywistość alternatywną: naprawdę idealny świat. Społecznościowe portale – one również nakręcają potrzeby narcystyczne. Bardzo łatwo uciekamy w świat iluzji. A funkcjonowanie w świecie iluzji powoduje, że coraz bardziej się odrealniamy, odchodzimy od życia codziennego. A w życiu codziennych jest całe spektrum różnych emocji: bywa też trudno. Życie nie jest bajkowe. I póki nic złego się w życiu nie dzieje – nie ma problemu. Ale przecież każdy z nas doświadcza jakichś kryzysów życiowych. A narcyz nie chce wokół siebie ludzi nieszczęśliwych. On chce mieć wyłącznie podziw. Narcyzm to jest teatr jednego aktora.

Narcyz ma potrzebę miłości?

Tak, tylko on myli miłość z podziwem. Tam w środku jest ogromny głód. Tęsknota za akceptacją, miłością, ale taką bezwarunkową. Ale narcyz nie jest w stanie rozróżnić tych rzeczy: jako dziecko za dobre sprawowanie dostawał podziw, nie miłość. A dziecko dla miłości, dla uwagi – zrobi wszystko. Jest w stanie poświęcić wszystko, nawet umrzeć. To jest imperatyw, z którym się rodzimy. Dziecko musi być zauważane, dotykane. W rodzinie, w której był narcystyczny rodzic – przelewał swoje ambicje na dziecko. A jeśli był narcyzem niespełnionym, który nie osiągnął wyznaczonego przez siebie ideału, miał nadzieję, ze osiągnie go dziecko. I takie dziecko wozi się na kursy, wykupuje kolejne lekcje angielskiego.

Jakie jest dziecko narcystycznego rodzica?

Ja myślę, że zmęczone (śmiech).

Przechodzi na niego model narcystyczny? Dziedziczy ten wzór?

W jakimś stopniu tak, bo myśli, ze musi być jakieś – wyjątkowe – żeby być akceptowane. Jeżeli nie dostanie pochwały to nie istnieje. Narcyz bez publiki nie istnieje.

Są jakieś dobre cechy narcyzmu? Można go jakoś wykorzystać w kulturze?

Narcyzm trzeba różnicować – od rysu charakteru do silnego zaburzenia osobowości po ostrą patologię, narcyzm złośliwy. I tu już jest zero uczuciowości wyższej. Trudność w odraczaniu przyjemności.

Narcyz może być w życiu szczęśliwy? Przypuśćmy, że jest gwiazdą i wszyscy realizują, zaspakajają jego doraźne potrzeby, podejmują jego grę.

Nie spotkałam takiego narcyza. Ale też staram się nie obracać w narcystycznym środowisku.

Dlaczego?

Bo tam nie istniejesz. Nie ma cię. On cię używa. A nikt nie lubi być używany. Ale myślę, że jest to możliwe, że narcyz może sobie tak ułożyć życie, żeby nie czuć pustki, że może przeżyć całe życie na przyjęciach, otaczając się odpowiednimi ludźmi. Narcyz może tak przejść przez życie, pod warunkiem, że nie doświadcza traum i chorób. Bo co się dzieje jak osoba ze środowiska narcystycznego zaczyna niedomagać, nie radzi sobie? Zostaje wykluczona. Staje się persona non grata. Bo konfrontuje resztę z tym, że jest jakieś cierpienie. Bywa tak, że w takim środowisku ktoś doświadcza jakiejś tragedii i nagle po tej tragedii znikają znajomi. Nie kontaktują się, unikają. Dopiero wtedy widać, na czym te relacje były oparte. Że były to relacje instrumentalne. Ja się nie przejmuje tą osobą, dlatego, że ona coś przeżywa. Ja się przejmuję nią tylko, kiedy organizuje fajne przyjęcia, albo mam z niej wymierne korzyści.

Jak temu nie ulec? Jak nie ulec narcyzmowi?

Nie dać się zwariować. Zachować zdrowy rozsądek. Nie uczestniczyć w wyścigu szczurów. I dbać o to, żeby dziecko dostawało informację na swój temat, która jest adekwatna. Wtedy dziecko zaczyna budować zrównoważony obraz siebie. Nadmierne chwalenie wzmacnia uczucie nieuzasadnionej wyjątkowości. Lepiej zamiast stosowania ocen, pochwał – mówić o swoim przeżywaniu: podoba mi się to, co zrobiłeś. Podoba mi się twój rysunek. Mnie to wzrusza. Dla mnie jesteś najukochańszym dzieckiem. Bo to jest prawda. Ale nie mówić: jesteś najlepszym dzieckiem na świecie.

Istnieje płeć szczególnie podatna na narcyzm? Czy ma znaczenie to, że nadal jesteśmy jednak społeczeństwem patriarchalnym?

Nie dzieliłabym tego na płcie. Ale mężczyźni mają większą łatwość, czy też potrzebę, prezentowania siebie. Mężczyzna chętniej wygłasza opinie. Kobiety mają mniejszą potrzebę dzielenia się swoimi umiejętnościami. To są kwestie kulturowe, wyuczone. Mężczyźnie potrzebna była bardziej wyrazista autoprezentacja, bo to on musiał utrzymać rodzinę. Ale jest jeszcze jeden rodzaj narcyzmu, który można streścić w takim zachowaniu: wybiorę sobie osobę wyjątkową lub wybitą i będę tak żyła w jego blasku, jak księżyc żyje w blasku słońca. I kobiety częściej wchodzą w taki rodzaj narcyzmu. Czyli wybierają sobie partnera, którego w jakiś sposób podziwiają, idola. A idol wybiera sobie osobę, która go podziwia, bo potrzebuje tego jak powietrza, chociaż jej nie szanuje. Szanuje tylko kogoś, kto jest od niego o wiele lepszy. Przy osobie narcystycznej trudno jest czuć się okay. Osoba krytykująca narcyza, piętnująca jego zachowania zostanie natychmiast porzucona. Więc najpierw dostaje wyróżnienie, a potem przychodzi dewaluacja. I taka partnerka musi się cały czas starać. Rezygnuje z siebie, jest na usługach. To bardzo trudny związek. Zwłaszcza, że narcyz ma problem z kochaniem, szacunkiem i doświadczaniem uczucia wdzięczności.

Narcyz łatwo poddaje się terapii?

To bardzo trudne do wyleczenia. Po pierwsze osoby narcystyczne bardzo rzadko trafiają na terapię. Wyłącznie kiedy jest już ostry kryzys i wszystko się wali. Kiedy dotykają pustki. Terapia jest trudna dlatego, że narcyz jest bardzo drażliwy na jakąkolwiek informację, że coś z nim może być nie tak. Reaguje na to zranieniem. Jeśli pokażesz narcyzowi, że świat nie wygląda tak, jak on go widzi – narcyz będzie atakował, traktował to jako pogwałcenie jego osoby. Bardzo wielu narcyzów przerywa terapię. Dewaluuje terapeutę, mówi, że jest beznadziejny: kolejny konował, który się wymądrza i idą szukać kolejnego. To jest trudne, bo narcyz musi dostać na początku bardzo dużo akceptacji, co dodatkowo wzmacnia jego roszczenia narcystyczne i poczucie wyjątkowości. Między narcyzem a terapeutą musi się wytworzyć naprawdę silna więź. A z tym narcyz ma problem. Musiałby najpierw poczuć podziw do terapeuty, żeby cokolwiek od niego na swój temat przyjąć. Potem terapeutę dewaluuje, ale jak jest silna więź można mieć nadzieję, że nie opuści terapeuty, kiedy zacznie kontaktować się z prawdziwą, często nieakceptowaną częścią siebie. To trudna osoba dla terapeutów. Jesteśmy ludźmi, nikt nie lubi być traktowany, jak to się mówi – z buta, gnojony. Przyjmowanie tej wściekłości, agresji, dewaluacji nie jest przyjemne. Natomiast cała terapia polega głównie na próbie wytworzenia więzi. Bo ta więź czasami jest pierwszą więzią, w ramach której on dostaje bezwarunkową akceptację. Jest to rodzaj mądrej miłości – w odróżnieniu od małpiej. W małpiej miłości nosimy dziecko cały czas na rękach, żeby sobie nie potłukło kolan. W mądrej miłości dopuszczamy cierpienie, wiemy, że dziecko musi sobie stłuc kolano podczas nauki chodzenia. Czasami w życiu narcyza terapeuta jest pierwszą osobą, która nie odchodzi, jak ten ją zdewaluuje, nie obraża się, przyjmuje tę osobę, akceptuje, rozmawia z nią i nie schlebia jej. Nie staje się kolejnym narzędziem jego podziwu. I czasami doświadczenie tego typu autentycznej relacji, jeśli ona dłuższy czas trwa, jest tym czynnikiem powodującym zdrowienie. Taka osoba zaczyna więcej czuć. Zbliżać się do ludzi. Cały problem osobowości narcystycznej polega na tym, że on musi przyjąć tę część siebie, której nie akceptuje. A obszarów braku akceptacji ma mnóstwo – to całe spektrum słabości, nie radzenia sobie, nieumiejętności, zawiści, chciwości, zazdrości – nieakceptowanych społecznie emocji. Narcyz musi popatrzeć na swój cień i musi go przyjąć. Przyjąć siebie: taki jestem. Popatrzeć na siebie współczująco, czyli ze zrozumieniem. Zrozumieć, że potrzebuje ludzi. Nie dlatego, że będą go chwalić. Potrzebuje miłości i bliskości. I żeby móc to dostawać, musi również dawać. A jeśli będzie instrumentalnie traktował ludzi, to w życiu tego nie dostanie.

Zatem żyjemy w społeczeństwie promującym narcyzm. Do czego to zmierza? Nastąpi nadprodukcja narcyzów i wszyscy się w końcu powybijają, jak w jakimś koszmarze ewolucyjnym? Istnieje szansa na ratunek?

Kiedy w kulturze pojawia się jakieś zjawisko i zaczyna dominować – zawsze pojawia się przeciwne zjawisko, kontr zjawisko. Jeśli przyjrzymy się światu, zauważymy z jednej strony promowanie narcyzmu, konsumpcjonizmu, iluzji wszechmocy, wszechwładzy, omnipotencji. Ale z drugiej strony mamy ruchy tolerancji, ruchy ekologiczne, próbę budowania społeczeństwa obywatelskiego. Ruchy humanitarne. No i nie jest tak, że każdy narcystyczny rodzic wychowa narcystyczne dziecko. Bardzo trudno jest mieć narcystycznego rodzica. Dziecko często uczy się szybko rozpoznawać nastroje takiego rodzica, czyli uczy się empatii. Więc może być też tak, że mam narcystycznego rodzica, a sam jestem empatycznym człowiekiem, bo miałam trening w domu typu – jak nie rozpoznam emocji mojego taty czy mamy, to za chwilę oberwę. Zatem nasze społeczeństwo nie jest jednolite, nie jest wyłącznie narcystyczne. Oczywiście każdy z nas ma element narcystyczny, uczą nas tego już w szkole. Na przykład system ocen: stopnie dobre i stopnie złe: piątka, szóstka, czwórka – już jest kategoryzowaniem. Nasze czasy wzmacniają rywalizację: masz być jeśli nie najlepsza to druga. Istotny jest sukces. Ale z drugiej strony wspieramy ludzi chorych, jest względnie bezpłatna edukacja, opieka społeczna, służba zdrowia. W XIX wieku tego nie było. Świat zawsze będzie dążył do równowagi. Fakt również jest i taki, że im większy egocentryzm, tym większa szansa konfliktu, lokalnych wojen.

Ateizm umacnia narcyzm? Duchowość mogłaby narcyzm rozproszyć, rozmienić?

Religie mają swoje filozofie, teologie, swoje dogmaty. I zasady wiary. Wprowadzają pewien rodzaj moralności. Ale ta moralność – jak widać na przestrzeni wieków – nie działa. Wystarczy przyjrzeć się wojnom. Etyka ma to do siebie, że dopiero wtedy zaczynamy z odpowiedzialnością traktować świat, kiedy mamy te normy w sobie. Czyli nie robię czegoś nie dlatego, że to jest grzech, że istnieje zakaz, ale dlatego, że sama nie chcę być tak traktowana. To wymaga dość dużej empatii i odpowiedzialności. Jeśli popatrzysz na duchowość Wschodu i Zachodu, to tam w doświadczeniach mistycznych jest próba osiągnięcia jedności ze światem.

Panteizm. Bóg jest tożsamy ze światem rozumianym jako jedna całość duchowa.

Tak, ale spójrzmy, jaki jest tego efekt: rozumiemy, że wojna, która się dzieje gdzieś na świecie, nie jest jakąś cudzą, obcą, niedotyczącą nas wojną. Bo każdy z nas ma w sobie element agresji. Jest taka książka Wilhelma Reicha „Mordercy Chrystusa”. Otóż chodzi o to, że każdy z nas jest mordercą Chrystusa. Każdy z nas ocenia, potępia, wydaje wyroki. Ale w momencie, kiedy doświadczam wglądu, że ja się niczym od tych morderców Chrystusa nie różnię, że w jakimś sensie stanowię z nimi jedność, że jestem dokładnie taka, jak ta druga osoba, którą oceniam – to wgląd ten daje bazę, bazę nie gwarancję – do tego, żeby być bardziej empatycznym. Zmniejsza się moja agresja, zmniejsza się mój egocentryzm. I wtedy nie jest mi już obojętne, co ja powiem tej osobie. I w tym kontekście duchowość w walce z narcyzmem ma sens. Duchowość, ale taka, która pomaga nam zaakceptować rzeczywistość taką jaką jest, a nie pragnienie żeby była cudowna. W takim wydaniu jest to jakaś tabletka na nasze narcystyczne czasy. Wszelkie kierunki, które uczą w jakiś sposób uważności, wrażliwości na otoczenie. Nie mówimy – jeśli masz kłopoty, to jest twój problem – bo to jest agresja. Być uważnym to znaczy widzieć, jak moje życie wpływa na innych. Mieć pełną tego świadomość, że my na innych wpływamy, czy tego chcemy, czy nie. Owszem, jesteśmy anonimowi w wielu sytuacjach, ale nie jest tak, że moja obecność jest bez znaczenia. Uświadamianie sobie swojego wpływu, i tego dobrego i tego złego, jest jakimś sposobem na niwelowanie narcyzmu w naszych czasach.

 

 

Ostatnie wpisy