Rozmowa Dominiki Tarnackiej z psychoterapeutką Barbarą Biernacką.
D: Basiu, naszą rozmowę chciałabym zacząć od podstawowego pytania: do kogo jest skierowana psychoterapia? Kto może z niej skorzystać?
B: To trudne pytanie, łatwiej będzie określić, do kogo nie jest skierowana psychoterapia i jakie są do niej przeciwwskazania. Z pewnością psychoterapia nie jest skierowana do osób, które znajdują się w stanie psychotycznym. Jeśli mają aktywną psychozę, to terapia w ich przypadku będzie mało skuteczna. Aczkolwiek, wiem, że Norwegowie prowadzą terapię dla osób, które mają stany psychotyczne. Jednak w takiej sytuacji klient uzyskuje jednocześnie wsparcie od trzech psychoterapeutów, którzy pracują z nim 24 godziny na dobę, aby go stale sprowadzać do kontaktu
z rzeczywistością.
Ponadto, musisz wiedzieć, że są różne formy terapii. Są terapie dla dorosłych i dla dzieci, są też terapie dla osób upośledzonych. One czemu innemu służą. Jedno jest pewne: psychoterapia dla osób dorosłych wymaga pewnego rodzaju świadomości, zdolności jakiegokolwiek wglądu w siebie.
D: Czyli, zgodnie z tym, co mówisz, nie da się zachęcić do terapii osoby która, mimo że cierpi, nie radzi sobie z pewnymi obszarami życia, nie potrafi się sobą zwyczajnie zaopiekować, a jest przekonana, że terapia jej w niczym nie pomoże, że nie jest jej do niczego potrzebna.
B: Myślenie, że terapia jest antidotum na całe zło – to uzurpacja… Dlatego, by terapia była skuteczna, sama osoba musi mieć chęć do wprowadzenia zmian w swoim życiu, musi przeżywać frustrację wobec swojego sposobu funkcjonowania (frustracja jest często motorem do zmiany). Jeśli ktoś nie czuje frustracji, to dlaczego miałby coś zmieniać? I taka osoba faktycznie może powiedzieć, że nie potrzebuje terapii i to jest OK. Może to nie jest jej potrzeba… albo nie cierpi w życiu tak mocno… Często jest tak, że to bliscy mają problem z pewnymi zachowaniami ludzi, z którymi żyją na co dzień i to oni w większym stopniu potrzebują zmiany.
D. Yhmm, czyli wychodzisz z założenia, że nawet jeśli źle czujemy się w towarzystwie bliskiej nam osoby, to nie musimy jedynie czekać na zmianę i zrozumienie z jej strony albo – co chyba się częściej zdarza – nie musimy zmuszać jej do zmian, toczyć z nią wyczerpujących bojów. Jest jeszcze jedno wyjście: możemy sami działać, tak, żeby nam żyło się lepiej i przyjemnej u boku tej osoby. To, przyznam się bardzo wyzwalająca i radosna wizja, w której przestaję być ofiarą sytuacji i sama zaczynam ją kształtować, bez oglądania się na to, co zrobią inni.
B: tak, zawsze mamy wybór. Jeśli ktoś przychodzi do mnie z problemem, że nie radzi sobie z funkcjonowaniem kogoś z bliskiego otoczenia, nie radzi sobie z czyjąś złością, agresją albo nieodpowiedzialnością, to najczęściej zachęcam go do zmiany jego własnych zachowań i pracy nad sobą w tej sytuacji. OK, tamta osoba nie chce podjąć terapii, ale to Ty możesz nauczyć sobie radzić z tą sytuacją, … a radzić, to też czasami opuścić… Bo to też jest radzenie sobie. Jeśli ktoś nie podejmuje zmiany: osoba uzależniona od alkoholu, narkotyków, hazardu i jego działania są destrukcyjne dla rodziny, to jedynym sposobem jest odejście. Nie podtrzymujemy wtedy tego, co wszystkim szkodzi.
D: to trudna prawda… ale terapia to takie szczególne miejsce, w którym mamy szansę poznać prawdę o sobie. Powiedz mi, czy ludzie nie boją się zobaczyć siebie takimi, jakimi naprawdę są? Bez masek i „upiększeń”. Czy ktokolwiek o zdrowych zmysłach chce podejmować to ryzyko (śmiech)? Bo stanięcie z sobą twarzą w twarz, można nazwać sporym wyzwaniem…?
B: (śmiech) wiesz co… ja nie sądzę, żeby większość ludzi przychodziła po prawdę. To jest iluzja,
że przyjście na terapię rodzi się z chęci poznania prawdy. Najczęściej ludzie przychodzą po to, żeby terapeuta zrobił „coś takiego”, żeby ich nie bolało… A najlepiej, żeby się nie zmieniać. To jest taki neurotyczny motyw. Coś mnie tu boli, coś mi ktoś powie i to zadziała samo z siebie. Wiesz… gros osób nie wchodzi w głębszy proces terapeutyczny. Poza tym są różne rodzaje i cele terapii. Jedną z form terapii jest terapia kryzysowa, która pozwala nam przejść przez trudny okres. Niekiedy spotkania z terapeutą mają na celu zredukowanie jakiegoś napięcia. Jest też terapia, dzięki której możemy się rozstać się z trudną i nawracającą przeszłością. Jedno jest pewne: rzeczywisty proces zmiany i psychoterapii zaczyna się od wzięcia odpowiedzialności. Czyli dopiero, kiedy widzę, że OK, było trudno, były różne sytuacje i historie życiowe, ale teraz mam WYBÓR i teraz to ode mnie tylko zależy, co zrobię ze swoim doświadczeniem i jaki będę miał stosunek do świata.
D: Podoba mi się to, co mówisz. Możliwość kształtowania swojej wizji świata jest bardzo budująca. Jednak często spotykają nas sytuacje, które nie są zależne od nas samych, no, nie wiem… ktoś zrobi mi jakieś świństwo, ktoś mnie oszuka, zawiedzie. Poza tym, funkcjonujemy w określonych realiach, nie do końca mamy wpływ na ludzi, którzy pojawiają się na przykład w naszej pracy.
B: Wiesz, to nie jest tak, że jesteśmy skrajnie zdeterminowani. Oczywiście, mamy swoje determinanty, ale nawet jeśli nie możemy zmienić jakichś okoliczności, to możemy zmienić swój stosunek do nich. Czyli na przykład, nie zmienię swojej przeszłości, ale mogę zmienić swoje nastawienie do niej, w taki sposób, że przestaję być ofiarą przeszłości i ofiarą określonych ludzi. Zaczyna się wtedy proces wybaczania. Wybaczanie to puszczanie nienawiści. Wiesz: nie żyję ciągle urazą. Ale uwaga, wybaczanie nie ma nic wspólnego z zapominaniem… Chodzi o to, że w obecnym życiu nie podkręcam ciągle emocji związanych z przeszłym dramatem, nie żyję tym dramatem, nie rozpamiętuję go , nie tworzę własnego holokaustu, tak?
D: czyli mam wpływ na stosunek do świata, do spotykających mnie wydarzeń, ale nie jest tak, że wszystko zależy ode mnie.
B: jasne, że nie. Nie zależy od Ciebie, że urodziłaś się w tej szerokości geograficznej, że masz taki a nie inny potencjał. Ale od Ciebie zależy, co zrobisz z tym, co jest i z tym, co masz w swoim życiu. Obrazowo: mogę nie mieć talentu, genialnego słuchu czy głosu, ale mogę mieć talent językowy. I mogę rozpaczać, że nie mam genialnego słuchu i że nie jestem zawodowym wokalistą czy śpiewakiem operowym, itd. albo mogę zobaczyć to, co mam i rozwijać na przykład zdolności językowe. Więc jest to też uczenie się godzenia z pewnymi ograniczeniami, bo każdy z nas je przecież ma. To jest iluzja, że możemy wszystko w życiu, tworzyć rzeczywistość siłą umysłu i te rzeczy… To jest takie bardzo coachingowe, troszkę omnipotentne i narcystyczne. Nie jesteśmy wszechmocni.
D: Dobrze, ze poruszasz ten temat, bo jestem ciekawa, co myślisz o coachingu, o takim nastawieniu, że mogę wszystko, że moje myśli są w stanie zmieniać rzeczywistość wokół mnie… co o tym sądzisz?
B: ja mam na to jedną odpowiedź: zrób prosty test: powiększ sobie myślą biust… albo zatrzymaj katar myślą. Jest teraz modny new age spreed, tzw. siła umysłu, ale nawet chyba w fizyce kwantowej, nawet jeśli cząsteczka jest w super pozycji, ma spin dodatni i ujemny i jeśli się ją puści w ruch, to można jedynie przewidzieć jak się zmienią te spiny, te biegunowości, ale nie możemy już nimi manipulować, ani o tym możemy zdecydować. Czyli możemy w życiu różne rzeczy przewidywać, ale i tak nie jest ono
D: w pełni kontrolowalne…
B: tak, i z tym trzeba się pogodzić, wiesz, bo im silniejszą mamy potrzebę kontroli, tym większe płacimy koszty emocjonalne tej kontroli. Tak samo ważne jest puszczanie kontroli, jak i jej posiadanie. W zdrowiu psychicznym ważne jest, żeby być swobodnym i w jednym i w drugim biegunie. Najczęściej pielęgnuję jeden albo drugi stan. Albo czuję, że na nic nie mam wpływu, albo na wszystko mam wpływ. Ważne jest żeby zobaczyć te skrajności, w które popadamy. Popatrzeć na to, co jest; a jest tak, że mam ograniczenia wiekowe, ograniczenia fizyczne, predyspozycyjne, nie wiem… mogę marzyć, że będę wysoką blondynką (Basia jest szatynką średniego wzrostu – przyp. rozm.), ale nie jestem. Mogę sobie utleniać włosy, ale nadal nie będę wysoką blondynką. Mogę całe życie poświęcać na stawanie się kimś innym. Wydać mnóstwo pieniędzy na korekty, operacje plastyczne i tak dalej, tylko… po co? Przecież i tak nie osiągnę tego „stanu” wysokiej blondynki, wiesz, natury nie oszukasz (śmiech). Jasne, jeśli się uprę mogę pójść drogą Michaela Jacksona, ale jego historia miała smutny koniec.
D: no tak, zgada się. Lubię jego muzykę, ale jego prywatna historia mnie smuci. Mam wrażenie, że patrzę na człowieka, który pozostał na pewnym etapie rozwoju, nigdy się „nie urodził”.
B: Michael Jackson próbował być inny niż był, chociaż miał ogromny potencjał. Można powiedzieć, że to go właśnie zabijało. Bezsenność, leki i tak dalej, to był koszt dążenia do czegoś, co nie było jego potencjałem. I to jest bardzo ważne w życiu , żeby zobaczyć, co jest ”moje”, a co „nie moje”.
D: czyli zobaczyć, co jest „moje”, co jest „nie moje” i… zaakceptować to.
B: Zaakceptować, tak, przyjąć siebie,
Ale również przyjąć to, że mamy ograniczenia, że w swojej naturze niczym się również specjalnie od siebie nie różnimy i że mamy swoją zwyczajność.
D: łatwo powiedzieć, trudno zrobić (śmiech). Ale jak sobie odpuścić, jak siebie pokochać?
Większość z nas siebie jednak nie akceptuje. Dążymy do jakichś różnych historii na swój temat… im bardziej szałowa i niepowtarzalna historia, tym lepiej (śmiech)
B: no tak, tylko im bardziej się wyróżniam, tym bardziej pogłębiam swoją samotność. My się zbliżamy do ludzi poprzez podobieństwa, a nie przez wyjątkowość.
D: dobrze, a powiedz mi jak do tego, o czym rozmawiamy, ma się terapia humanistyczno-egzystencjalna, której metodologię wykorzystujesz w swojej pracy i która zakłada, że każdy z nas jest niepowtarzalną jednostką?
B: tak, bo każdy ma swoją historię, wiesz i ta niepowtarzalność przejawia się w różnych przeżyciach. O niepowtarzalności świadczy również sposób myślenia, odczuwania i odbierania rzeczywistości. Na przykład.., każdy z nas ma w sobie obraz koloru zielonego. Ale w naturze jest 81 odcieni tego koloru. Kiedy więc rozmawiamy o kolorze zielonym, nie wiem, czy myślimy o tym samym zielonym. Już więc na bardzo podstawowym, symbolicznym poziomie myślenia i komunikacji pojawia się nasza indywidualność. Ale w swojej naturze ludzkiej jesteśmy do siebie podobni- mamy podobne tęsknoty, pragnienia, podobną potrzebę więzi, akceptacji, dążenia do przyjemności i tak dalej. Wiesz, jest i to i to, a nie albo albo. I wyjątkowość i zwyczajność . Przyjęcie tego, że mogę być i wyjątkowa i zwyczajna, jest rozpoczęciem procesu miłości i akceptacji siebie. Zobaczenie, że tak samo, jak inni ludzie, mam napięcia, problemy, stres i w różny sposób sobie z nimi radzę i nie radzę, daje duże poczucie ulgi.
D: à propos podobieństw, powiedz mi, masz już ponad 20 letnie doświadczenie w psychoterapii. Z jakimi problemami ludzie najczęściej się do Ciebie zwracają? Czy są jakieś tematy, które się stale powtarzają u różnych ludzi?
B:… to, co się powtarza, to pewne mechanizmy obronne. Charakterystyczna dla naszych czasów jest obrona narcystyczna, ponieważ bycie silnym, idealnym, wspaniałym jest teraz promowane. Mamy budzić podziw i uznanie. Czyli w zasadzie promowani jesteśmy za sukces, a nie za zwyczajność. Uważam, że największym wyzwaniem w naszych czasach jest pozwolenie sobie na zwyczajność, bo nikt nie chce być zwyczajny. Żyjemy w erze niezwykłości. Każdy czuje się wyjątkowy. Ta obrona narcystyczna ma też swoje konsekwencje- jest w pewnym sensie krucha i w momencie, kiedy pojawia się jakiś kryzys w życiu, pęka.
Mogę sobie wierzyć w swoją niezwykłość, wspaniałość i wyjątkowość i mieć przekonanie , że cały świat na mnie czeka i że powinien mnie traktować specjalnie… Ale o działa do czasu.
Jest takie zjawisko w psychologii, które nazywa się primus inter pares, „najlepszy wśród równych” i każdy z nas ulega tej iluzji. Jest to złudzenie, że gdy robię to samo, co koleżanka, to robię to i tak lepiej. Gdybyśmy posłuchali komentarzy kibiców oglądających mecz , to mamy samych „najlepszych: graczy siedzących przed telewizorem. To złudzenie oczywiście służy podkręcaniu swojej wyjątkowości. Gdybyśmy popatrzyli sobie jeszcze głębiej, to poczucie wyjątkowości jest też obroną przed śmiercią. Chroni przed lękiem przed unicestwieniem – możemy sobie powiedzieć: jestem wyjątkowa, to inni umierają, nie ja. Także bazowe korzenie obrony narcystycznej, są bardzo głębokie i bazują na pierwotnym lęku przed śmiercią. Każda obrona pozwala nam „oszukać”, emocje, pozwala nam czegoś nie czuć. Jednak, tak jak wspomniałam, w sytuacjach kryzysowych, zaczyna ona pękać i staje się krucha (i całe szczęście).
Wtedy zaczyna się cierpienie i niejednokrotnie, właśnie jakiś kryzys życiowy, wyzwala chęć podjęcia terapii. Bardzo często jest to poczucie pustki i samotności. Żyjemy w czasach, które pogłębiają izolację. Budujemy bardzo kruche związki, w których brakuje stałości. Mamy instrumentalne podejście do świata. Jesteśmy przekonani, że możemy sobie zmieniać partnera, tak jak sukienkę w sklepie. W obecnych czasach ludzie bardzo łatwo rozstają się . Dużą rolę odgrywa tu internet, który bardzo ułatwia nawiązywanie kontaktów. Wiesz… w zasadzie do tej pory nie było takich czasów, gdzie byłaby taka łatwość w nawiązywaniu kontaktów.
D: no, tak, wystarczy, że zaloguję się na jednym z portali randkowych i już mam pełen „koszyk kandydatów” (śmiech).
B: No tak, ale, z drugiej strony pogłębia się samotność i poczucie opuszczenia, ponieważ bardzo często nie wchodzimy w głębsze więzi.
Więc, jak pytasz, co powoduje kryzys, a następnie spotkanie z terapeutą, to na pewno problem samotności. Drugim problemem jest perfekcjonizmu i lęk, że nie podołam, że czegoś nie zrobię idealnie i tak dalej. Ten sposób myślenia często przyczynia się do powstawania depresji i nerwic . Chociaż, na mojego nosa, część depresji w życiu może być naturalna i jest reakcją na trudną sytuacje życiową: utratę pracy, rozpad związku, ciężką i trudną chorobę, utratę bliskich.
D: czyli depresja nie wyklucza mnie ze społeczeństwa? Nie czyni mnie kimś dziwnym, ułomnym?
B: oczywiście, że nie, ale w tej depresji pojawia się często też lęk, że jak ja mam depresję, to znaczy, że jestem już skończony, że sobie w życiu nie radzę. Inny rodzaj depresji wynika z tego, że nie żyjemy tak, jakbyśmy naprawdę chcieli albo nie mamy zaspokojonych swoich podstawowych potrzeb. Na przykład jesteśmy w pracy, której nie lubimy, czy też w związku, który jest pusty i w którym nie ma bliskości. Na depresję cierpią również osoby, które za bardzo nie wiedzą, co chcą w życiu robić. Mogą mieć dobrą pracę, która daje duże pieniądze, ale czują, że ona jest dla nich pusta, nie widzą w niej sensu, bo jest tylko zarabianiem.. a tak naprawdę mają ochotę robić coś zupełnie innego…
Gdzieś jest taki wewnętrzny głos, taka tęsknota, którą egzystencjaliści nazywają właśnie egzystencjalnym poczuciem winy. Polega ono na tym, że mamy poczucie, iż zaprzepaszczamy swoje życie, ze czegoś nie podjęliśmy w życiu, że czegoś nie zrobiliśmy, co było dla nas ważne.
D: i marzymy zamiast działać…
B: na mojego nosa lepiej jest podjąć jakieś działanie i pobłądzić niż nic nie robić i marzyć. O wiele łatwiej jest poradzić sobie z uczuciem, że próbowałam a nie jedynie fantazjowałam „ jakby to było, gdyby.?.”, albo „może kiedyś, gdy…” Jest takie zjawisko które obserwuję i które nazywam syndromem spakowanej walizki. Mam spakowaną walizkę i czekam na okazję. Nie stwarzam tej okazji, tylko czekam, aż ktoś też będzie chciał jechać ze mną w tę podróż.., nie wiem.., albo partner się zdecyduje, albo koleżanka zechce, albo pojawi się jakaś specjalna okazja. I ta moja spakowana walizka stoi w przedpokoju i czeka na zmianę życia… Czeka, ale nic poza tym. A ja sama w tym czasie nie tworzę okazji, żeby pojechać w tę podróż, nie kupuję biletu.
D: no właśnie, a skąd się bierze taka bierna postawa? Dla mnie jest to taki strach przed życiem, po prostu…
B: raczej strach przed odpowiedzialnością. Wiesz… natura ludzka jest taka, że boimy się odpowiedzialności. Z jednej strony tęsknimy do wolności.., ale z drugiej strony jest ulga, kiedy ktoś za nas coś zdecyduje, bo wtedy przynajmniej nie musimy ponosić konsekwencji tej decyzji, czyli zmniejsza się choć trochę poczucie winy, gdybyśmy się popełnili jakiś błąd…Wtedy zawsze możemy obwiniać kogoś: los, Boga, rodziców, partnera, że mnie na coś namówił, otoczenie i tak dalej. I to jest bardzo częsty sposób uciekania przed brutalnym faktem, że nikt inny oprócz mnie samej, nie tworzy mojego życia. Wiesz.., oczywiście, są sytuacje losowe w życiu, ale to czy ja nadam sens temu życiu, zależy już tylko ode mnie. Życie samo w sobie nie ma głębszego sensu. Ten sens każdy z nas musi mu sam nadać .W każdych okolicznościach można mieć osobisty stosunek do otaczającej nas rzeczywistości: w obozach koncentracyjnych, więzieniach, w ciężkiej chorobie i tak dalej. Są ludzie, w których takie ekstremalne sytuacje wyzwalają okrucieństwo, zezwierzęcenie, skrajny egocentryzm.. Są też osoby, które w sytuacjach granicznych są zdolne do aktu wielkiego humanitaryzmu. Nigdy nie robią też nic, co jest sprzeczne z ich systemem wartości. I dlatego ten stosunek jest bardzo ważny. Można powiedzieć, że tylko my jesteśmy odpowiedzialni za sposób życia, a sposób życia to nie są tylko wybory, ale również to, jakie ja nadaję im znaczenie. Mogę całe życie skupiać się na sobie i narzekać. Bo zawsze zobaczę braki, bo zawsze są jakieś braki
D: i pech (śmiech)
B: i błędy, ale mogę też widzieć to, co jest i dostrzegać pozytywy i możliwości, bo one są. Każda sytuacja, nawet ciężka choroba, daje możliwość przemiany, konfrontacji z rzeczywistością. Czasami właśnie dzięki chorobie odpuszczamy wiele rzeczy, porzucamy własne neurozy, upodobania, nieupodobania, „należy”, „nie należy”, „trzeba”, „powinienem”, „muszę”.. i to znowu, tylko my decydujemy, jaki będziemy mieli stosunek do zaistniałej sytuacji. Dlatego tu jest ten rodzaj wyboru i odpowiedzialności. Nawet w sytuacji śmierci, wybieramy. Śmierć, albo przetrwanie.. godzimy się na coś, albo nie. Zawsze jest ten moment wyboru, bo gdyby go nie było, to ludzie nie ginęliby w rewolucjach i na wojnach.
D: powiedz mi… na spotkaniach ze swoimi klientami, wracasz do przeszłości. Czy terapia jest głównie pracą nad minionymi wydarzeniami, czy to jest raczej skupianie się na tym co jest tu i teraz?
B: I to i to. Ja myślę, że to trudno jest rozdzielać, dlatego, że my nie istniejemy bez przeszłości-ona tworzy naszą tożsamość. Przeszłość cały czas objawia się w TERAZ: tworzę różne relacje, wchodzę w różne relacje i dążę do różnych relacji. Często odtwarzam to, co znam, nie uświadamiając sobie, że odtwarzam to, co zostało mi zaindukowane, czyli zaszczepione. Często nie mamy świadomości różnych nastawień, poglądów i przekonań, dopiero poprzez powrót do przeszłości uświadamiamy sobie, że to nie jest „nasze”. Ktoś może mieć, nie wiem.., zaszczepiony lęk, nienawiść, uprzedzenia, obawy, które nie są jego. I dopiero, jak zaczyna analizować: skąd ja to wiem, że tak jest? Po czym poznaję, że rzeczywiście, jest tak a nie inaczej? .. Czyli, jeśli osoba zaczyna testować rzeczywistość, (to się nazywa testowanie rzeczywistości) , to okazuje się, że na przykład mama tak mówiła, a jak mama, to już wiesz, jest połowa sukcesu, bo mama może nie zawsze miała rację. A poza tym mama nie jest jedyną rzeczywistością. Dla małego dziecka, matka jest całym światem, jest jedynym punktem odniesienia i jedyną rzeczywistością. Ale osoba dorosła już widzi, że mama tu się myli, tu może ma rację, tutaj częściowo (śmiech), tam może nie mieć własnych doświadczeń, tylko też przekazywać swoją historię, którą usłyszała od swojej mamy. Psychoterapia pozwala uwolnić się od tego nawykowego reagowania, myślenia i zachowania.